Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 145.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Więc, spytałem w końcu: wszystko już niepowrotnie stracone?
I gdym to mówił, głos mi drżał mimowolnie; prawnik spojrzał mi w oczy i wyczytał tam pewno śmiertelną boleść, bo wyrzekł z poważnem współczuciem:
— Nie będę próżno ukrywał przed panem, że szanse powodzenia, zawsze niepewne w podobnych sprawach, zmniejszyły się bardzo. Czy przynajmniej żona pana nie stanie jako strona przeciwna? czy też zachowa się zupełnie biernie?
Nie umiałem odpowiedzieli dokładnie, ale z tego com słyszał i mógł sądzić, zdawało mi się, że wcale do rozwodu mieszać się nie chciała.
— Ta kwestya jest nader ważną, mówił prawnik; bo w ostatnim razie możnaby jeszcze próbować, choć powtarzam panu i powtarzać nie przestanę, szansa powodzenia jest bardzo mała.
— Jakkolwiekbądź ja próbować będę, odparłem; nie odrzucę ostatniej deski zbawienia, póki ta nie rozłamie mi się w ręku; przynajmniej jeśli zły los zapadnie i wyrok nieszczęścia ciążyć nademną nie przestanie, nie będę sobie miał nic do wyrzucenia, walczyć będę do ostatka.
Uderzyła snadź prawnika stanowczość i determinacya moja, wyczytałem sympatyę w jego oczach.
— Panie! dodałem, jestem bogaty, połowę majątku oddałbym za wolność.
Ale on wstrząsnął głową.
— Nie zawadzi to nigdy, ale i nie zawsze pomoże, odrzekł; klucz złoty nawet nie wszędzie trafi, silniejsze od niego są kajdany przesądu. Chodzi tu