Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 126.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wieczorem dnia tego chodziłem sam w ogrodzie. Dzień ten był dla mnie dniem upojenia i bezmyślnej rozkoszy; pierwszy raz w życiu byłem prawdziwie szczęśliwy, pierwszy raz w życiu drugie serce odpowiadało sercu memu jednakiem tętnem. Całą potęgą ducha kochałem i byłem zarówno kochany, bez trwogi, zwątpienia i burzy, uczuciem które miało łagodną pogodę południowego nieba, uczuciem tak pełnem, tak gorącem a tak poważnie spokojnem, że nie potrzebowało słów ani przysiąg. Jedno spojrzenie, jeden rumieniec starczył mi zupełnie do szczęścia. Daremnie szukałem w przeszłości: nie było w niej jednej chwili, którąbym mógł porównać z dniem tym; ale za to zaglądając w przeszłość, spotkałem się ze wspomnieniem Leonory i widmo jej wywołane z mgły pamiątek, stanęło groźne w oczach moich.
Teraz zapytywałem samego siebie: czy to była miłość ten szał gorączkowy, ta niepohamowana żądza niedoświadczonej młodości, jaką czułem dla niej? czyż ja sam wiedziałem wówczas co to kochać? czy rozumiałem samego siebie? czy dała mi ona choć jedną chwilę tak wysokiego i czystego upojenia, jaką miałem teraz? Szał zmysłów, rozmarzenie serca, chęć wyjścia z powszednich kolei; wszystko to złożyło się na omyłkę moją, a teraz pomiędzy mną a szczęściem stawała postać żony i zapierała mi przyszłość. Cóż uczynić miałem? Teraz po raz pierwszy pewny wzajemności, mając przed oczyma nie mrzonkę jakąś, ale cel jasny i wyraźny, zadałem sobie to pytanie, i wówczas pomyślałem o rozwodzie. Była to dla mnie wprawdzie długa, przykra,