Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 124.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Rumieniec ten dokonał pomieszania mego, jak błyskawica on odkrył mi wszystko, rozwidnił serce i pojęcia moje, był wyznaniem jej dziewiczego serca, tłómaczem łez i niepokojów, zdrajcą jej tajemnych uczuć.
Usta dziecka wymówiły to, czegobym się nigdy wyrzec nie ośmielił, odebrały mi rozwagę, wolę i sumienie. Ja co dziś rano jeszcze przysiągłem samemu sobie, że wiecznie milczeć będę, teraz drżący, rozszalały, szczęśliwy, zapominając o świecie całym, klęczałem przed Anielką i przyciskałem do ust jej ręce, szepcąc zaledwie słyszalnym głosem.
— Ty mnie kochasz?
Anielka nie odpowiedziała nic, ale ręce jej drżały mi na ustach i nie cofały się od pocałunków moich, a na twarzy jej z po za łez i rumieńców przeświecał mi uśmiech nieporównanej słodyczy, uśmiech kochającej kobiety.
Ach! miłość to była tak święta, tak ogarniała najczystsze pierwiastki naszych duchów, najszlachetniejsze uderzenia serca, że nie lękała się najniewinniejszego ze świadków, oczu dziecka. Wyznawaliśmy ją sobie bez trwogi i wstydu, bo w tej chwili oboje zapomnieliśmy o zewnętrznym świecie, i patrzyliśmy tylko wzajem w serca nasze. I gdyby wówczas wolno mi było wziąć ją za rękę i powieść przed matkę moją jako narzeczoną, czyż matka nie pobłogosławiłaby jej z rozkoszą, nie przyjęła za córkę duszą całą? Syn mój pragnął ją mieć za matkę, jam uznawał w niej wybraną towarzyszkę życia na złą i dobrą dolę, wierną, wytrwałą, słodką i miłości pełną. Czy