Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 074.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cie? Jak szalony zeskoczyłem z pocztowej bryczki, której turkot zgłuszony błotem nie zbudził nikogo; stanąłem u drzwi domu i wejść nie śmiałem; wziąłem za klamkę, drzwi były zamknięte. Lękałem się uczynić jaki bądź hałas i zdradzić obecność moją, bo nie wiedziałem, jakie to wrażenie na chorej uczynić może; obszedłem więc dom i zastukałem do bocznej sieni obok kredensu oddalonej od pokoju matki. Ale długo bardzo dobijać się musiałam, nim zaspany lokaj otworzył mi drzwi niechętnie. Był to nowy nieznany mi człowiek; spojrzałem na niego snadź bardzo znaczącym wzrokiem, bo stał w progu mierząc mnie nieufnie, jakby nie wiedział czy ma mnie wpuścić. Z jego strony była to naturalna ostrożność, a jednak to przyjęcie na pierwszym wstępie do rodzicielskiego domu ścisnęło mi serce. Czyż dla wszystkich miałem tu być obcym?
— Czego pan chcesz po nocy? spytał wreszcie opryskliwie lokaj; czy doktora? dziś żaden nie nocuje.
— Więc pani wasza zdrowsza, zawołałem z radością, w którą zmieszały się wszystkie trwogi moje.
Lokaj spojrzał na mnie zdziwiony, i nie odpowiedział wprost na ten wykrzyknik, snadź dla niego dość obojętny.
— Pani śpi od dawna, odparł.
Uspokojony teraz zażądałem klucza od mego pokoju, kazałem wypakować rzeczy, pytając kto jest przy matce mojej. Wówczas dopiero zrozumiał kto jestem.
— Pokój pana od tygodnia opalony, mówił krzątając się z zapałem koło mnie, by zatrzeć pierwsze