Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 065.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I znowu usłyszałem w salonie przycichły, drżący głos Karola:
— Leonoro, czyż nie ma litości w sercu twojem?
— Litości? powtórzyła; a ty czy miałeś litość nademną? czy pomyślałeś o tem, com przecierpieć miała od razu odepchnięta od czary życia, z której dotąd piłam pełną piersią? Sądziłeś, że zapomnisz o mnie; nie spytałeś, czy ja zapomnieć potrafię. Nie zapomniałam, pamiętałam o tobie w dniach nędzy bezsilna; pamiętałam, gdy inny człowiek ofiarował mi rękę swoją; pamiętałam gdym szła do ołtarza; pamiętałam w objęciach jego. Patrz, ten mały szmaragdowy medalion, który miałam od ciebie, nie opuścił mnie nigdy; przysięgłam samej sobie, że oddać ci muszę złe za złe, ból za ból, to było celem życia mojego. Dziś jestem spokojna: znam cię, wiem, że kochać mnie będziesz zawsze, bo uczcić we mnie musisz potęgę, której hołdowałeś życie całe, kochać mnie będziesz wszystkiemi złemi pierwiastkami twego ducha, a taka miłość jest niezgaszona jak ogień piekielny.
Była straszna wymowa w tych słowach, w których wzbierała jej dusza cała; ale wymowniejsze jeszcze było spojrzenie i wyraz twarzy. Karol spoglądał osłupiały prawie, na tę szatańską piękność, która oczyniała go jakimś czarem niepojętym. Leonora nie omyliła się, obrachowując tego człowieka: im więcej deptała go, tem on kochał więcej, — on co wzgardził oddanem sobie sercem, on zdolny był tylko kochać to, co błyszczało i wymykało mu się z ręki, to co świat podziwiał i mógł mu zazdrościć.