Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 057.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Duma jej jednak strasznie zranioną była, oburzały ją nawet te słowa z głębi ducha płynące; snadź, dla tego chorego serca nie było już uleczenia, próbowałem jednak:
— Bądź szczęśliwą i przyjmij życie jakie masz, ukochaj cośkolwiek na świecie, chociażby własne dziecię; inaczej póki cierpisz i nienawidzisz, podpadasz litości ludzkiej, daremnie się oburzasz wzbudzać ją musisz, bo prawdziwie nieszczęśliwa jesteś.
Przez chwilę zastanowiły ją te wyrazy, po raz pierwszy w życiu mówiłem do niej słowami rozsądku nie namiętności, i dziwna zmiana zaszła w jej rysach surowych i ściętych: wargi jej zadrgały wzruszeniem, wzrok się zamglił i pierś jej podnosiła się szybko jakby wzburzona wewnętrznem łkaniem. Zakryła twarz rękoma i wyszeptała przerywanym głosem:
— Kazimierzu! ja byłam inną dawniej; tyś mnie nie znał wówczas: kochałam, wierzyłam, uśmiechałam się do świata, — i ty sądzisz, że przebaczyć można, gdy na raz odjęte zostało mi wszystko?
Głos jej zamarł w cichym szepcie; pozostała na miejscu nieruchoma. Sądziłem, że to kamienne serce zmiękło w końcu, że obecna chwila stopiła lodowy pancerz, którym opasało ją nieszczęście; zbliżyłem się do niej, objąłem lekko jej kibić pochyloną, chciałem, by podnosząc oczy, spotkała najprzód wzrok mój pełen miłości i nadziei. Pomimo wszystkiego nie mogłem zerwać z tą miłością: złożyłem w niej nadto wiele skarbów własnego ducha, ona zżyła się z całą istotą moją, ze wszystkiem co dobrego było we mnie, w każdej myśli, w każdem marzeniu, w każ-