Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 045.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nieszczęście czyniło mnie złym i niesprawiedliwym. Co chwila wstrzymywałem wybuch gniewu bez przyczyny, bo w sercu mojem wrzał gniew zawzięty, ciągły, choć ukryty. Ludzie nie poznawali mego głosu drżącego od burz wewnętrznych; ja sam nie poznawałem już siebie. Widok Leonory nawet, budził we mnie najsprzeczniejsze uczucia. Dla czego ona nie była taką, jaką pragnąłem? dla czego te dumne usta nie wymówiły nigdy słowa miłości? dla czego, gdy ja szalałem, ona pozostała nieporuszona? Pytania te mogłem zadać przeszłości, samemu sobie wreszcie, który przyjąłem ją taką i pokochałem. Jednak przyszła chwila wściekłego zaślepienia, w której zwróciłem je do niej, w której osypałem ją wyrzutami, przekleństwy, w której wymódz chciałem rozpaczą to, czego nie zdobyłem miłością. Leonora milczała długo wpatrując się we mnie smutnym i zdumionym wzrokiem; wreszcie powstała i postąpiła ku drzwiom, jakby chcąc zostawić mnie samego z szaleństwem mojem.
— Zostań! zawołałem przywiedziony do ostateczności tym pogardliwym krokiem; zostań! przynajmniej wysłuchać mnie musisz.
Oko jej zapałało tym zimnym blaskiem jej tylko właściwym, ale to trwało chwilę; zwróciła się i wyrzekła zcicha i łagodnie:
— Ostrzegałam cię Kazimierzu, nie chciałeś mi wierzyć: powiedz mi, w czem nie dotrzymałam przyrzeczeń moich, uchybiłam danemu słowu? powiedz, co mi możesz wyrzucać?