Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 028.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dnej, brakło jej schronienia i codziennego chleba, a opiekę i wsparcie mogła przyjąć od męża tylko. Patrzyła ciągle na mnie zamyślona z czołem wspartem na ręce.
— To dziwna, powtarzała, zdaje mi się, że to wszystko co słyszę jest snem.
— Pani, są uczucia piorunujące, których istnienia nie domyślamy się pokąd ich nie doświadczymy. Wczoraj nie wiedziałem jeszcze co to miłość, dziś kocham.
— Kochasz mnie pan? wyrzekła z dziwnym wyrazem; ależ pan mnie nie znasz!
— Znam cię dość pani, by ukochać; wiem, że jesteś szlachetną i że cierpisz.
— To nie dość jeszcze, odparła, by związać niepowrotne dwa życia. Co wiesz pan o przeszłości mojej, o moralnej istocie?
— Wiem, żeś spotkała pani na drodze swojej podłość, że masz prawo pogardzać ludźmi, ja chcę ich odkupić w oczach twoich.
Cień jeszcze głębszy przesunął się po jej czole; wzrok przeszył mnie zimnym blaskiem.
— Jesteś pan szlachetny, odparła z nieujętym wyrazem: szlachetny jak dziecko, ja nie powinnam przyjąć ofiary twojej. Nie potrafię odpłacić niczem za nią.
— Pani! zawołałem przerażony, mam tylko jedno słowo odpowiedzi i jedno błagalne słowo: ja cię kocham.
Ten wyraz nie wywołał na jej twarz rumieńca; słuchała mnie spokojnie, uważnie ale wrażenia, jakie czyniłem na niej, odgadnąć nie byłem w stanie.