Strona:PL Waleria Marrené-Jerzy i Fragment 140.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sam czegom pragnął, com marzył, zatopiony w obrazach myśli, począłem lękać się rzeczywistości, by te powietrzne bańki nie rozbiły się o nią niepowrotnie. Miłość moja nie mogła jeszcze sformułować się dokładnie, nie miała żadnej podstawy, była przeczuciem dopiero. Któż mógł odgadnąć czy rzeczywiste spotkanie z tą kobietą nie rozwiałoby uroku jednej przemarzonej chwili. Wówczas mogłem walczyć jeszcze, powinienem był bronić się ucieczką, alem nie miał siły, czczość serca wydała mi się straszniejszą niż boleść, niż zawód — zresztą los był rzucony, pozostałem.
Nad wieczorem siadłem na ławce przy wielkich wschodach, jedynej drodze łączącej górne miasto z dolnem, i powoli myśl moja poczęła ulatać na skrzydłach wiatru, na chmur kłębach, na pienistych grzbietach bałwanów, duch i ciało zmordowane gorączką, niesnem, oczekiwaniem, wpadły w stan odrętwienia, patrzyłem przed siebie szklannym wzrokiem i wszystkie głosy rozpierzchłe w powietrzu, mieszały mi się w jeden szmer niewyraźny. Wielkie krople deszczu, padając mi na głowę, zbudziły mnie nagle, podniosłem oczy: — o kilka kroków, stała ona w czarnej powłóczystej szacie, trzymając dziecię za rękę, stała wyraźnie zakłopotana nagłą ulewą; spoglądała w około jakby szukając pomocy, bo dziewczynka czepiała się jej sukni, płacząc i wzbraniając się iść dalej. Próbowała wziąść ją na ręce, ale siły jej widocznie były za słabe, zaledwie mogła ujść kroków kilka, chwiejąc się od podmuchów wiatru; a tymczasem wzmagała się burza. Wówczas zbliżyłem się do niej, i odbierając Alinkę z jej rąk omdlałych, wyrzekłem jakieś słowa, niezrozumiałe dla mnie samego, zgłuszone świstem wiatru i morza. Kobieta spojrzęła na mnie zdziwiona, na dziecię, które zarzuciło mi ręce na szyję, i szkarłatny rumieniec wybiegł chwilę na jej twarz bladą; czy wywołało go zmęczenie? ciężar nad siły? czy był to odblask mego wejrzenia, przeczucie lub zrozumienie — nie wiem. Szedłem po stromych wscho-