Strona:PL Waleria Marrené-Jerzy i Fragment 090.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Stasiu, wyrzekłem stanowczo, nie łudź się tem co nigdy być nie może. Choćbym miał skonać, nie zdradzę Lucyana, nie postawię dalej jednego kroku na drodze twojej. Masz prawo nienawidzieć mnie i przeklinać! Byłem słaby jak dziecko. Nie będę się uniewinniał napróżno, sądź mnie jak ci się podoba; ale pamiętaj że ten człowiek umierający niedawno, któremu chcesz wyrządzić śmiertelną krzywdę: — kocha cię...
— I cóż ztąd? wyrzekła szybko, ja go nie kocham! Jerzy, ja kocham ciebie! Jakiem prawem odpychasz serce moje, łamiesz życie, niweczysz przyszłość? jakiem prawem zadajesz mi takie cierpienie i bez litości igrasz ze szczęściem mojem?
I zakryła w dłoniach twarz zarumienioną, a łzy przeciekały strumieniem przez palce zaciśnięte. Ukląkłem przy niej.
— Stasiu, mówiłem nieprzytomny prawie, miej miłosierdzie nademną!
— A ty, czy masz litość? zapytała przez łzy.
Cierpiałem jak potępiony; chwila ta wyczerpywała siły moje gorączkowe.
— Jeśli mnie kochasz, zawołałem z rozpaczą, zdobywając się na ostatnie słowa, nie czyń mnie zdrajcą i niewdzięcznym. Ja winienem Lucyanowi więcej niż życie; ty daj mu szczęście, którego ja się zrzekam. Niech męka moja daremną nie będzie! Ulituj się nad nami!
— Więc ty mnie kochasz? spytała z uporem dziecka, z namiętności kobiety, chcąc wydobyć to słowo z ust moich.
— Kocham, odparłem zwyciężony... I cóż ci przyjdzie ze smutnego wyznania? Czyż tego nie wiesz od pierwszej chwili gdyś na mnie spojrzała?
— Kochasz mnie, kochasz! powtórzyła Stasia, jakby lubując się tem słowem; kochasz, a skazujesz mnie na nie-