Strona:PL Waleria Marrené-Jerzy i Fragment 068.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

siach, jej usta przy ustach, że będę ją miał w rękach nawpół omdlałą, po takiej strasznej męce trwogi?
Nie wiem sam dobrze co wówczas działo się we mnie; zdawało mi się że serce zastygało mi w piersiach, że mrok padł na oczy. Bezprzytomny prawie cisnąłem jej kibić do siebie namiętnym ruchem i całowałem jej zbladłe usteczka; jej łzy, jej włosy.
— Jerzy! Jerzy! szepnęła zarumieniona, otwierając oczy.
Ale w głosie jej i wzroku nie było gniewu, zdziwienia nawet; był wstyd, skarga może i.... nie pytaj mnie com w nim więcej wyczytał, bo wspomnienie to samo przywodzi mnie do szaleństwa.
Jednak przytomność wróciła mi trochę pod tym wzrokiem; siliłem się odzyskać panowanie nad sobą i jechałem obok niej milczący, bo nie znajdowałem słowa jednego na ustach, ni głosu w piersi wzburzonej. Tylko silną ręką trzymałem cugle jej konia, który spieniony, rozogniony, rwał się jeszcze do biegu. Stasia była bladą śmiertelnie, ale dziwnie miękki wyraz zamglił jej oczy i spotęgował piękność.
Henryku! widzieć ją tak sam na sam po tym pierwszym pocałunku, który był między nami więcej niż wyznaniem, być pod klątwą jej wyrzutu, jej cierpienia, mając jeszcze słodycz jej ust na ustach.... ja nie wiem czy ty pojmujesz mękę takiej chwili!.. Byłem jak w gorączce, ale pamięć wracała mi powoli, a z nią uczucie wściekłości przeciw samemu sobie i przeciw losowi który nas rozdzielał, a boleść nasunęła mi pytanie: dlaczego ja cierpię, jeżeli ona cierpieć ma zemną? Fakt był niespełniony jeszcze, Stasia nie była jeszcze żoną Lucyana; czyż nie mogła zostać moją?
A jednak nawet jej cierpienie nie mogło, nie powinno było pobudzić mnie do słowa, które tu równałoby się czynowi; nie mogłem stanąć jawnie pomiędzy nią a Lu-