Strona:PL Waleria Marrené-January tom I 155.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

że spokój jest udziałem tych, co umieją poprzestawać na tem, czego im braknie.
Mówiła to może dla samej siebie, a może próbowała i ona też, raz także narzucić mu swoje przekonanie.
Ale on odezwał się daleko więcej smutno, niż szyderczo.
— Czy chciałabyś pani świat cały poddać pod jakąś olbrzymią niwellę, któraby każdemu wydzielała równą miarę szczęścia?
— Szczęście przecież nie leży w faktach, ale w poczuciu wewnętrznem.
— Niestety, jest to sofizmat, łaskawa pani! sofizmat, którym syci chcą zawsze zamknąć usta łaknącym. Pani nie powiesz tego nędzarzowi, umierającemu z głodu, którego materyalne potrzeby hojnie opatrujesz; dla czegóż nie chcesz przypuścić, że pragnienia moralne równie gwałtownie domagają się zaspokojenia. Nie każdy może poprzestać na tem, co posiadł, a nawet powiem więcej: nie każdy ma to prawo.
— Prawo! — zawołała zdumiona.
— Tak jest, pani, prawo. Potrzeby nasze są ściśle związane z rozwojem, jeśli nam nie dostaje zaspokojenia pierwszych, drugie karłowacieć muszą. Są położenia, w których najszlachetniejsze pragnienia nasze skazane są na milczenie; czyż wówczas możemy się cieszyć tem, co posiadamy? Czyż mamy prawo na tem poprzestać?
— Pragnienia nasze — zawołała — powinny pozostać takiemi wbrew okolicznościom.
— Pozwól sobie pani powiedzieć, że jest to sentymentalna teorya, nic więcej... i, jako taka, nie znosi krytyki. Każ pani trwać roślinie bez słońca, lub oddychać istocie organicznej bez tlenu.
— Ale człowiek powinien...