Strona:PL Waleria Marrené-January tom I 148.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wiła w niej tak wielkie przemiany, iż, gdyby ją mierzyła doznanemi wrażeniami, musiałaby ją rachować na bardzo długo.
W królestwie myśli odbyły się zaręczyny dwóch inteligencyi, ten niczem nie zerwany węzeł, jednoczący ludzi naprzekor okolicznościom i woli, stanowiący najniebezpieczniejszą, bo najczystszą pokusę dla wysokich indywidualności.
Kiedy January powstał nagle, aby ją pożegnać, uczuła dopiero, jak wielkie miejsce ten człowiek zabrał w jej życiu.
Gdy odszedł, ukryła twarz w dłoniach i pozostała zatopiona w myślach. O czem myślała? Gdyby zadał jej kto znienacka to pytanie, nie umiałaby odpowiedzieć. Obrazy jakieś i wrażenia błąkały jej się luźnie po głowie; powracały jej do pamięci chwile pierwszej młodości, aspiracye, uczucia i pragnienia lat szesnastu, które zniweczyło lub uśpiło życie, budziły się w piersi jakieś głuche wrzenia nieziszczonych marzeń, odzywały się chóry głosów wiośnianych, pachniały jaśminy i róże, które zrywała kiedyś, rojąc sielanki dziewicze. Ona byłaby kochała, ona pragnęła kochać, zlać myśl z myślą, uczucie z uczuciem, iść w życiu ręka w rękę, z oczyma wlepionemi w jeden cel, z sercem, któreby biło równie silnie, równie gwałtownie. Czy to wszystko minęło niepowrotnie? Czy było to dla niej już tylko przeszłością, wspomnieniem odległem, skazanem na wieczne milczenie, wówczas, gdy w całym słonecznym blasku zjawiało się w jej pamięci? Czy to było sprawiedliwe? Czy to było możebne?
Koło niej odzywały się różne głosy — nie słyszała ich, słyszeć nie chciała. Zdawało jej się niepodobieństwem wyrwać się z pośród tego cudnego koncertu uczuć, śpiewających w jej sercu słowiczemi głosami. Nie zastanawiała się, jaki