Strona:PL Waleria Marrené-January tom I 131.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jest jakiś słowo, którem-bym wdzięczność moją wyrazić mogła?!
Mógł jej powiedzieć, że nie winna mu wdzięczności żadnej; że chwila ta była dla niego pełną nie marzonej nawet słodyczy; że błogosławiony ten niszczący żywioł, jakbv na skinienie czarodziejskiej potęgi, zbudował pomiędzy niedościgłemi chęciami jego a rzeczywistością pomost płomienny. Mógł powiedzieć, że rzuciłby się bez wahania pomiędzy nią a każde niebezpieczeństwo; że broniłby jej z narażeniem życia i nie miałby w tem zasługi. A słowa te nie zawierałyby cienia przesady.
Ale to wszystko konało mu na ustach. Zdawało mu się, że ona powinna wyczytać te niewypowiedziane wyrazy na jego twarzy; że dźwięczały one w atmosferze, która ich otaczała, biły z jego spojrzenia.
A ona powtarzała ze złożonemi rękoma:
— Powiedz mi pan, jak mogę ci wyrazić wdzięczność moją? bo ja na to słów nie znajduję. Życia nie stanie na spłacenie ci tego długu!
Słowa te brzmiały rozkosznie, a jednak drażniły go; wdzięczność, był to dla niego chłodny wyraz, żądał wiele więcej i dlatego zawołał:
— Ja nie mam żadnej zasługi, wierz mi pani, wierz.
Nie zrozumiała tych słów. Wolno mu było odrzucać dar jej wdzięczności. Ona wiedziała przecież, że z tą chwilą weszło do jej serca uczucie nowe a wielkie, które miało w niem gościć do ostatniego uderzenia.
Spoglądała na niego, przejęta czcią i uwielbieniem.
— Ja nie mam żadnej zasługi — powtórzył January — okna moje wychodzą na ten ogród. — I wskazywał je, zaledwie widne za gałęziami drzew. — Szczęście chciało, żem nie spał, że pierwszy ujrzałem pożar i zrozumiałem niebez-