Strona:PL Waleria Marrené-January tom I 124.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jest szaleństwo? Czy nigdy nie przyszło ci na myśl, że jest to konwencyonalny wyraz, bez określonego znaczenia, który ludzie przykładają do wszystkiego, co przenosi ich miarę.
Ignaś nie czuł się na sile prowadzić z Januarym walki słów; na przekór jednak dyalektyce jego, czuł, iż miał przyłożyć rękę do jakiegoś czynu, pełnego groźnych następstw, przeciw któremu buntowało się jego sumienie. W tej chwili żałował, iż kiedykolwiek dotknął tego przedmiotu z Januarym; czuł instyktowne pragnienie wydobycia się z pod jego moralnej przemocy.
— A więc do zobaczenia — wyrzekł, szukając pociemku kapelusza, bo przez cały ciąg tej rozmowy nie przyszło na myśl żadnemu z nich zapalić światło.
— Do jutra — odparł January z despotyzmem człowieka, nawykłego do rozkazywania. — Będę cię czekał; o którejże przyjdziesz?
Przypomnienie jutrzejszego projektu nie było przyjemne Ignasiowi, cofać się jednak nie mógł. Naznaczył zwykłą godzinę ceremonialnych odwiedzin, i wyszedł, niespokojny, zły na samego siebie, a może nawet na Januarego, z pod którego władzy jednak wyłamać się nie śmiał, czy nie mógł.

∗             ∗

January nie zatrzymywał Ignasia. Ludzie, którzy nie mogli się dostroić do miary jego, nużyli go szybko. Czuł niepokój i wyczerpanie, właściwe pewnym chwilom i stanom umysłu.
Dziś już nie próbował nawet pracować, nie próbował wziąć książki do ręki; wiedział, że byłoby to napróżno. Dramat, rozgrywający się w głębi jego istoty, zajmował go zbyt wyłącznie.