Strona:PL Waleria Marrené-January tom I 061.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wcipów i dysput, jakie krzyżowały się zwykle wkoło Januarego, i to wprawiało w niemały kłopot zgromadzonych. Ewaryst czuł, iż krytyce, którą pisał obecnie, brakować będzie soli attyckiej; Emil biedził się z tematem do fejletonu; Konrad potrzebował zasięgnąć jakiejś wiadomości i rachował w tem na Januarego i jego encyklopedyczną wiedzę; Seweryn nawet chciał się go poradzić w jakimś artystycznym szczególe.
Ignaś na wszystkie interpelacye kolegów odpowiadał monosylabami. Kazał sobie dać obiad, ale widocznie uczynił to tylko z przyzwyczajenia. Apetytu nie miał żadnego. Zupa stała przed nim zapomniana, a on sam, z czołem opartem na ręku, patrzał na puste miejsce swego przyjaciela, rozbierając po raz setny wszystkie możliwe przypuszczenia o powodach jego nieobecności.
— Żeby mnie też był choć słówkiem uwiadomił! — odezwał się wreszcie głośno, jakby potrzebując podzielić się z kim swoim niepokojem.
— Ba! — odparł złośliwie Ewaryst — nie masz się o co troskać. Podobnie żywa zguba zawsze się znajdzie. A zresztą...
— A zresztą co? — przerwał Ignaś z pałającem okiem, bo słusznie lub niesłusznie upatrywał w tych słowach jakąś nieprzychylnią dla Januarego alluzyę.
Nie wiadomo, co właściwie krytyk chciał powiedzieć, ale, zainterpelowany w tak groźny sposób, dodał pośpiesznie:
— No! nie gniewaj się; January był zawsze trochę dziwnym.
Ignaś zmarszczył brwi.
— Dziwnym? jak to rozumiesz? — zapytał — ja tego nie znajdowałem.