Strona:PL Waleria Marrené-January tom I 047.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Znała świat i wartość tego, co ludzie pospolicie nazywają miłością; z tej strony przynajmniej niebezpieczeństwo nie istniało dla niej. Bo jeśli tam w głębi kryły się jakie marzenia utajone w zakątach serca, marzenia te bynajmniej nie były do rzeczywistości podobne, — zdawały jej się tak niedościgłemi, jak gwiazdy na niebie. Wszak gwiazd nikt nie pożąda, chyba dziecko, które nie wie, że one są niedościgłe.
Helena jeszcze raz wzruszyła ramionami, spojrzała za odchodzącą z pogodnym uśmiechem, jakby uśmiechała się z jej domysłów i przepowiedni, osnutych na tle osobistem. Potem powstała. Nie poświęcała zwykle czasu swego próżnym marzeniom; natura jej energiczna nie przywykła do bezczynności. Obowiązki pani domu nie miały dla niej nic przykrego. Z przyjemnością rzuciła okiem na salon, urządzony z tą wymyślną wygodą, stosującą się do wszystkich wymagań rozwiniętego gustu.
Dobór kolorów mile wpadał w oko; ani zbyt ciemne, ani zbyt jaskrawe, czyniły wrażenie pełne wykwintnej harmonii. Światło, w godzinach południowych przyćmione szaremi storami, dyskretne i złotawe, padało na przedmioty w rogach ustawione; kwiaty nie odznaczały się gwałtownemi zapachami, przeciwnie, wonie, zarówno jak światło, były przyćmione, nie raziły, nie narzucały się zmysłom.
Siedzenia rozmaitych kształtów, ażeby każdy mógł wybrać sobie takie, jakie mu najbardziej dogodnem było, otaczały stoły, zarzucone nie tuzinkowemi albumami, ale rycinami prawdziwej wartości artystycznej.
Słowem, salon ten odcinał się od ogólnej normy, zdradzał wykwintny umysł i staranną rękę. Nie można było się dziwić, iż kobieta obejrzała się po nim z uśmiechem; to było jej królestwo.