Strona:PL Waleria Marrené-January tom I 017.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

o wszystkiem, co ich zajmowało. Wszyscy tu byli pomiędzy swymi, — do tego stopnia, że jeżeli pojawił się tu jaki intruz zwabiony szyldem z ulicy, wprost dla spożycia obiadu, dostawał zawsze najgorsze kęsy i nie mógł się niczego doprosić, bo służba troszczyła się tylko o codziennych gości.
W chwili, gdy wszedł tam January z Ignasiem, nakształt świetnej planety ze swoim satelitą, restauracya była pełną. January przeszedł pierwszy i drugi pokój, przyjmując i rozdając powitania, mniej więcej przyjazne, i zatrzymał się dopiero w trzecim niewielkim pokoju, gdzie zbierało się najpoufalsze kółko jego szczególnych wielbicieli.
Do tego pokoju to już żaden intruz dostać się nie mógł. January bowiem, w podobnym razie, gniewał się na służbę, a nawet na właściciela, grożąc, że natychmiast przeniesie się do innego gastronomicznego zakładu, jeśli tu nie będzie miał spokojności, a że służba i właściciel umieli cenić gościa, za którym zapewnie przeniosłaby się poważna część zwykłego towarzystwa, starali się usuwać od niego wszelkie powody niezadowolenia i pokój był nietykalny.
January zabrał swoje zwykłe miejsce. Ignaś usiadł przy nim, a w koło skupiła się grupa ludzi najrozmaitszych barw i przekonań, których jednak punktem łącznym był January. Wszyscy zdawali się na niego oczekiwać, wszyscy powitali go hucznym okrzykiem.
Najgłośniejszym ze wszystkich był Ewaryst, krytyk z powołania, wietrzący wiecznie cudze zdania, polujący na cudze myśli, dla tej prostej przyczyny, że własnych miał bardzo niewiele. Ewaryst głębokość sądu zastępował zawiłością stylu, dowcip złośliwością, bystrość imponującym tonem, i widać, wystarczyło to i jemu samemu i czytelnikom, bo Ewaryst uchodził za literacką powagę.
Dziwić się temu nie można. Krytyki jego nie płynęły