Strona:PL Waleria Marrené-January tom II 037.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ty wówczas byłeś dla mnie taki dobry. Ty zawsze byłeś dobry, nawet kiedy byliśmy dziećmi. Pamiętam, jak przez sen: byłam bardzo maleńka; byliśmy w jakimś dużym pustym domu; czy ty sobie to przypominasz bracie?
— Przypominam. Ty przecież tego pamiętać nie możesz Anielko!
— Pamiętam! pamiętam! W tym domu było nam źle bardzo; w tym domu była niegodziwa kobieta, która fukała na mnie, złościła się, szturchała; raz nawet chciała mnie wybić, ale ty przybiegłeś do niej z zaciśniętemi piąstkami i wołałeś, że ją zabijesz, jeśli się mnie dotknie.
— Byłem taki mały, nie miałem innego sposobu; zdawało mi się, że ja ją przestraszę tą groźbą.
— I nie wiem, co się stało. Ktoś nadszedł, ona mię puściła. Odtąd zaczęłam zwracać się do ciebie, jak do obrońcy; odtąd zrozumiałam, że pod twoją opieką nic mi się złego stać nie może; odtąd zawsze przy tobie czuje się tak bezpieczną.
— Alboż ty potrzebujesz obrońcy?
— O! nie; od czasu, jak jesteśmy z mamą, jesteśmy tacy szczęśliwi. Ojciec nas tak kocha, iż zawsze zapominam, że nie jest naszym istotnym ojcem. Ale ty patrzysz na mnie, jakbyś myślał o czem innem.
— Przypomniałaś mi przeszłość, Anielko. Czy pamiętasz, gdy do tego pustego domu, gdzie nam tak źle było, przyjechał jakiś pan, jak się zakradł do ogrodu, gdzie nas tak często samych pozostawiano i powiedział, że nas zabiera do mamy. Ty bałaś się go z początku i zasłaniałaś sobie oczki, zdziczałaś przy tej złej kobiecie, która cię bić chciała; ale ja go poznałem odrazu; on już raz był wyniósł nas z ognia, kiedy się dom palił, i szepnąłem ci to do ucha.
— Ja pamiętam tylko, jak jechaliśmy w nocy, jak ten