Strona:PL Waleria Marrené-January tom II 024.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nie będę. Mówmy raczej o tem, co nas wspólnie zajmuje. Powiedziałeś pan sam, iż są rzeczy niepowrotne;... taką jest przeszłość. Jednakże przyszłość osoby, która nosi twoje nazwisko, która jest matką twoich dzieci, obchodzić cię musi, skoro szukałeś jej pan i znalazłeś tutaj. Powiedz mi pan swoje zamiary; będę się starał zastosować do nich, jeżeli to możebne.
— Czy sądzisz pan, że zmusisz mnie do mówienia o nich z tobą? — odparł urągliwie pan Tytus, który zdołał do tyla zapanować nad sobą, że drzącemi usty wymawiał urywane słowa. — Zamiary moje tyczą się mojej żony, tylko mojej żony. Pomiędzy nami nikt stanąć nie może.
January milczał, czuł się bezsilnym wobec postanowienia tego człowieka, który miał za sobą prawo i obyczaj. Jakiekolwiek moralne tortury chciał zadawać Helenie, on nie mógł jej od nich osłonić.
Pierwszy raz potęga jego łamała się w zetknięciu z cudzą wolą.
— Idź pan! — mówił dalej Tytus, postępując ku niemu — ja pana nie znam! znać nie chcę! Czy będziesz śmiał wyznać mi w oczy, czem jesteś względem mojej żony? Czy też ona będzie na to dość bezwstydną? Cokolwiekbyś uczynił, ta kobieta do mnie należy, mam do niej prawo; co postanowię, przyjąć będzie musiała; nie potrzebuje pytać o to niczyjego pozwolenia.
Mówił to nawpół przytomny, rozszalały gniewem, który podniecała zimna krew Januarego.
— Zapominasz pan! — zawołał ten ostatni, także wyrzucony zkolei groźbą, jakie zawierały te ostatnie słowa — zapominasz, że czas niewolnictwa przeminął; ale gdyby tak było, jak mówisz, gdyby tak było, to...
— To co? — spytał wyzywająco.