Strona:PL Waleria Marrené-January tom II 010.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

I zapominając o tem, co on mógł pomyśleć, nie bacząc na nic, zapytał:
— Co się dzieje z pańskim przyjacielem?
Miał może przytem myśl inną, chciał wybadać Ignasia; ale ten nie mógł zdradzić tajemnicy, której nie posiadał. Zresztą Ignaś miał dużo kłopotów na swoją własną rękę. Nagła, nieprzewidziana nieobecność Januarego zwalała na jego głowę cały ciężar redakcyi świeżo założonego pisma, które istniało dotąd niemal jedynie talentem i pracą redaktora głównego. Od rana Ignaś był kilkanaście razy u przyjaciela, coraz niespokojniejszy.
— Niema go od rana; byłem tu tyle razy!
— Więc on wyjechał; on musiał wyjechać; gdzie wyjechał? mów pan! ja potrzebuję to wiedzieć!
Słowa te, zaledwie słyszalne, wychodziły urywane z ust jego.
— Ja nic nie wiem — wyrzekł Ignaś, patrząc na niego niespokojnie. W tem wzruszeniu, w nieładzie słów i pytań odczuł katastrofę.
— To być nie może! — krzyknął nieszczęśliwy mąż, przywiedziony do ostateczności — podróży nie przedsiębierze się bez przygotowań.
— W takim razie, kto powiedział panu, że wyjechał? Widziałem się z nim wczoraj wieczór; nie miał żadnych zamiarów.
Pan Tytus do krwi przygryzł wargi; zdradził się daramnie, nic nie zyskując w zamian. Przyszło mu na myśl, że wszyscy byli w spisku przeciwko niemu, wszyscy wiedzieli o jego nieszczęściu, a nieszczęście to było w rodzaju tych, które nie wzbudzają współczucia, z których nielitościwy świat naśmiewa się tem mocniej, im jest głębsze, im bardziej rozdziera serce.