Strona:PL Waleria Marrené-Józwa Szymczak 17.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Aha! okrasa — powtórzyła znowu półgłosem kobieta.
Powstała wreszcie ociągając się jak zwykle ci, dla których każdy ruch jest męczący, i szła zwolna do komory opierając się o sprzęty i ściany.
Dziewczynka biegła przed nią nie spuszczając z niej oka. Nie mogła otworzyć drzwi od komory, ale starała się usunąć drobne przeszkody.
Jagna ukroiła mały kawałek sadła, którego zapas oszczędzała z nadzwyczajną skrzętnością, a gdy powróciła na swoje miejsce, padła raczej niż usiadła na ławie.
Już mała stała przy niej z rynką, a gdy matka drżącą ręką pokrajała sadło, przystawiła je do ognia, gdzie niebawem skwarzyć się zaczęło wesołą zapowiedzią posiłku.
Dziewczynka mieszała okrasę łyżką i baczyła, by się nie przypaliła, aż wreszcie gdy wielkie dzieło było dokonane, zwinna i cicha jak myszka, przyniosła wielką glinianą misę.
Teraz trzeba było dokazać najtrudniejszej rzeczy, wylać w nią ciężki żelaźniak kaszy. Dawniej Jagna mogła podołać temu jedną ręką, teraz jednak ostrożnie zabierała się do dzieła. Sięgnęła po garczek i zatrzymała się bezsilna. Spojrzała na męża, patrzał na nią a nie ruszył się z miejsca, jakby nie widział, co się przy nim działo.
Jakiś nieokreślony wyraz goryczy i smutku mignął po jej twarzy, z przyciętą wargą, z ciałem naprzód podanem, uczyniła wielkie wysilenie, pochwyciła żelaźniak obydwoma rękoma i nachyliła nad misą, która stała na ławie, ale utrzymać go nie była w stanie, ciężar wysunął się z jej rąk drżących na ziemię a padając oblał gorącym warem kolana Jóźwy.
Zerwał się rozjuszony bólem, podobny w tej chwili do ranionego zwierza. Z podniesioną ręką skoczył ku Jagnie, aż mała dziewczynka przestraszona, zakryła oczy i uderzyła w krzyk wielki.