Strona:PL Waleria Marrené-Józwa Szymczak 11.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kobieta rozśmiała się pokazując, jak często u wieśniaczek bywa, dwa rzędy ślicznych białych zębów wśród ust szerokich, otwartych od ucha do ucha.
— Ot dużo też wam przyjdzie z takiego Jóźwy, dużoby wam zapłacił.
— No co zapłacił, to zapłacił! to swoja rzecz! już my się tam pogodzimy!
Zgoda ta jednak nie trafiała do przekonania Michałki.
— Ot! namazaliście pewno już na niego pogański rachunek.
Żyd niewzruszony odrzekł z uśmiechem.
— Na co on ma być pogański, potrzeba mu soli, przyjdzie do mnie, potrzeba mu garstki mąki, ba! i mleka dla dzieci, przyjdzie do mnie.
— A po wódkę do was nie przyjdzie?
— Coby to była za karczma, żeby w niej wódki nie było. Dla czego ja jemu nie mam dać, dopóki wiem, że Jóźwę stać na zapłatę. No ale jak wy Michałowa powiadacie że nie trzeba...
— E! kto tam z wami końca dojdzie — oburknęła się kobieta. — Juści jak bieda, to do żyda! gdzież on pójdzie, we wsi takich bogaczów nie ma, a kto ma więcej, to chowa dla siebie, bo taki rok nastał, że kartofle ludziom pogniły i dobytek się pomarnował i kto tam wie, jak nowego chleba doczekać.
Na ten temat zaczęły się narzekania, bo i było czego narzekać. Wieś nosiła nazwę Niziniec i cała rozłożoną była w dolinie nad rzeczką, a że deszcze padały przez cały rok przeszły, zboże wymokło, łąki woda zamuliła, i bieda z nędzą zapanowały, w Nizińcach. A ot i teraz ozimina stała pod wodą tak, że tylko czubki zagonów było widać i nie zapowiadało się nic lepszego.
Było więc nad czem naradzać się w karczmie, bo chociaż z tej narady nie mogło być pomocy żadnej, przecież jak mówiła Michałka: Błogo było chociaż użalić się