Strona:PL Waleria Marrené-Dwoista 024.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie stało się nic — odparła — nic, o czemby mówić warto.
A potem dodała szorstko, nie patrząc na mnie prawie.
— Po co ja tu przyszłam?
Zamieniliśmy szybkie spojrzenia z panią Zofią. Co ten wykrzyknik mógł znaczyć?
— Tak — powtórzyła z mocą, domyślając się snadź naszego zdziwienia — po co ja tu przyszłam, po co ja pana poznałam? W mojej myśli był spokój, cisza, zadowolenie. Nie przyszło mi do głowy wątpić o tych wszystkich zasadach, wyobrażeniach, wierzeniach, pojęciach, wśród których wzrosłam. A dziś...
— A dziś, panno Stefanio — pochwyciłem — dziś zrozumiałaś, że po za tem zaklętem kołem, którem cię określono, jest świat cały, po za martwotą życie. Ty należysz do niego, prawem twojej młodości, prawem dziedzictwa, prawem szlachetnych instynktów, które drzemiąc dotąd, zbudziły się nagle.
— Czego pan chcesz odemnie? — zawołała gwałtownie, powstając i topiąc we mnie wzrok pałający złotemi blaskami — od chwili gdy cię ujrzałam, cierpię jak nie cierpiałam nigdy. Ten list zakwestyonował to wszystko, co dotąd dla mnie nie podpadało wątpliwości żadnej, a gdy chciałam go precz odrzucić, miniatura zdawała się patrzeć wymownemi oczyma, wyrzucać mi brak odwagi, brak serca. Co ja mam czynić? nie należę do istot połowicznych, które przechylają się kolejno na jednę lub drugą stronę i tym sposobem wyrobią w sobie dwa przekonania, dwa sumienia, dwie miary, któremi rządzą się także kolejno. Ja muszę mieć przed sobą drogę jasno wytkniętą. Ja miałam ją dotąd.
W oczach jej błyszczały łzy i spadały zwolna, bezwiednie może, dwoma jasnemi strumieniami. Źrenice mieniły się złotem i ogniem, różane usta krwią nabiegły, delikatne nozdrza drgały. Dokonywała się w niej przemiana dziwna. Trudno było poznać w tej rozbolałej, targanej sprzecznemi prądami istocie, kobiety o kamiennym spokoju, jaką widziałem w kościele.
— Albo całe moje życie było dotąd fałszem i kłamstwem — mówiła coraz gwałtowniej — albo też fałszem jest to co mi pan przynosi. Tu nie ma, tu być nie może sojuszu żadnego, ani drogi pośredniej. Gdzież jest prawda?