Strona:PL Waleria Marrené-Błękitna książeczka 239.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Cecylia jak dziecko ułożyła ją w łóżku, zamknęła okno, zapaliła nocną lampkę, bo wieczór zapadł od dawna, i dopiero przekonawszy się, że usnęła, wyszła na palcach z pokoju.
Dom był pusty. Stara Anna uśpiła małą dziewczynę, Marcelego nie było w swoim pokoju, Cecylia stanęła we drzwiach ogrodu i zobaczyła w pół mroku letniej nocy postać jego snującą się wśród drzew.
— Czekałem na ciebie — rzekł zbliżając się do niej, i biorąc za rękę, pociągnął ją z sobą na brzeg rzeki. Spóźniłaś się, a przecież rozumiałaś pewno, że potrzeba mi twojej obecności.
Mówił to z namiętnym wyrazem, odbijającym dziwnie przy spokojnej powadze, cechującej go zwykle.
— Czy sądzisz — odparła z promiennym uśmiechem — że mniej niż ty pragnęłam tej chwili? ale byłam przy Natalii.
Objął ją ramieniem, przycisnął do siebie, i tak przechadzali się czas jakiś w milczeniu, dłoń w dłoni, spojrzenie zatopione w spojrzeniu, pod migotliwym blaskiem bladych gwiazd.
— Marceli — szepnęła kobieta, przytulając się do niego — biedni są ci, co nie kochają; oni nie pojmą nigdy wartości życia.
— Boża skarbnica szczęścia jest dla każdego otwarta — odparł mąż. Któż winien, iż zamiast czerpać w niej pełną dłonią, ludzie szukają fałszywych uczuć i odwracając usta od zdrowych pokarmów, konają z duchowego głodu?
— Któż winien? — powtórzyła zamyślona — a jednak mimowolnie przychodzi na myśl, czemuż wszyscy zrozumieć tego nie chcą lub nie mogą? dlaczego istnieją, cierpienia i bole, zdrady i zawody?
— Stosujesz to do Natalii — rzekł. Ja także myślałem o niej. Czy wiesz, że rodzina jej czyni nieustanne poszukiwania, że hrabia Romiński był tu już kilka razy?