Strona:PL Waleria Marrené-Błękitna książeczka 208.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja? — odparł zdziwiony niepojętem wzruszeniem, malującem się na twarzy starej kobiety — ja?... nie; musisz się mylić.
— Oj nie mylę się, nie mylę; toć to te same włosy, które nieraz czesałam i zawijałam w loczki, toć to te usta, co śmiały się tak rozkosznie, i te rączęta, co wyciągały do starej Ani; nie mylę się, nie.
— Anno — szepnął nagle z poważnym wyrazem — co chcesz powiedzieć?
— Paniczu, rozumiecie wy mię dobrze, a jeżeli nie wierzycie, patrzcie: oto blizna pod włosami, gdy upadła na kamień w ogrodzie i zbroczyła krwią niebieską sukienkę; oto czerwona malinka na lewej łopatce, a ot ospa, którąście sami tak wysoko szczepili, by nie zrobić znaku na rączce. Paniczu, rozumiecie mię dobrze, a ja przysięgnę, że tu leży księżniczka Natalia Staromirska.
Słuchając jej, Marceli podbiegł do łóżka i jedne po drugich sprawdzał znaki, o których mu stara mówiła. Na twarzy jego wybiło się także dziwne, niepojęte wzruszenie, rysując wyraźniej brózdy na czole i ściągając ciemny łuk brwi. Ale to wszystko trwało bardzo krótko.
— A gdyby i tak było, Anno — wyrzekł zwolna — to i cóż ztąd?
— Nic, paniczu — odparła spuszczając oczy jakby zawstydzona — tylko serce bije na widok dziecka, które się wypiastowało.
Marceli wziął w rękę bieliznę, którą zdjęto z Natalii; cyfry haftowane na niej potwierdzały domysły starej kobiety. Położył ją napowrót w milczeniu, popatrzał przez chwilę na chorą i szepnął:
— Pamiętaj Anno, że ona jest nieszczęśliwa; niech się nie domyśla, iż wiem, kto ona jest, dopóki sama nie zechce nam tego powiedzieć.
Przeszedł się po pokoju raz i drugi, potem zatrzymał się przed żoną, która słuchała w milczeniu tej rozmowy.