Strona:PL Waleria Marrené-Błękitna książeczka 194.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sama nie wiedząc, co czyni, szukając jeszcze wątpliwości lub pewności jakiej. Tak przebiegła dwa lub trzy pokoje, wszędzie było pusto i cicho. Szła dalej osłupiała, przerażona, ze wzdętą piersią i szeroko otwartemi źrenicami. W końcu w ostatnim pokoju na stole, przy świecy dopalającej się także, ujrzała porozrzucane materjały piśmienne, na łóżku nierozebranem leżał podróżny necessaire Emiliana i podręczna walizka, którą znała dobrze. Ujrzała i stanęła jak rażona gromem. Nieszczęście, którego się lękała, spełniło się, miało nazwę.
Ale gdzież on był w tej chwili? gdzie byli obadwaj? czy miejsce to było widownią gwałtu, zbrodni? Nie była w stanie jasno określić samej sobie możliwych następstw, marzyły jej się tylko pojedynki, porwania, marzenia te jednak nie miały wyraźnych kształtów; zresztą, ona przewidywała wszystko w świecie — prócz tego właśnie, co się stało.
Pierwsza myśl jej była dla Romualda, nic dla siebie, nie zastanowiła się nawet nad tem, co z nią być mogło, troszczyła się tylko o niego. Troska ta stała się tak palącą, iż dłużej znieść jej nie była w stanie, jakim bądź kosztem musiała dowiedzieć się, co się stało. Otworzyła drzwi na korytarz i słuchała, korytarz był pusty, wkoło panowała cisza uśpionego domu. Uwiesiła się u dzwonka wiszącego przy drzwiach, ale odgłos jego rozległ się tylko w oddali, nie budząc żadnego echa.
Położenie to było rozpaczliwe; nieprzytomna prawie, zaczęła biegać po pokoju, jakby pytając martwych przedmiotów o to, co się tu stało, gdy nagle wzrok jej padł na list zapieczętowany, leżący między papierami na stole. Pochwyciła go namiętnie, poznała rękę Romualda. List ten pisany był do niej, pisany i zostawiony w pokoju Emiliana. Był to fakt niepojęty, fakt złowrogi.
Czas jakiś trzymała go w drżących rękach, nie mając odwagi otworzyć, nie pojmując prawie co się z nią