Strona:PL Waleria Marrené-Błękitna książeczka 152.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzieleni niepodobieństwem, aż przyjdzie ranek i z nim nieubłagana godzina rozstania.
Może ona odczuwała obecność jego, może po przez ciszę i ciemność dolatywały do niej gwałtowne serca bicia, które rozrywały mu piersi, może wzrok jego magnetycznym promieniem pociągał jej źrenice ku głębi szpaleru, gdzie przecież rozpoznać nie mogła wysmukłej męzkiej postaci, wyciągającej ku niej ramiona. Czas jakiś w pokoju księżniczki panowała głucha cisza.
— Która to godzina? — szepnęła wreszcie Natalia, zniecierpliwiona widać nieodstępną obecnością ochmistrzyni.
— Już blizko dwunasta, księżniczko — odparła Drylska — trzebaby się położyć.
— Nie chce mi się spać — wyrzekła sucho.
Ochmistrzyni z niedowierzaniem spojrzała na swą wychowankę.
— Ależ księżniczko, po tem omdleniu księżniczka potrzebuje spoczynku.
Słowa te trafiły Romualda w samo serce. Ona cierpiała, była w niebezpieczeństwie może z jego przyczyny, a on o tem nie wiedział! Już gotów był popełnić jakieś szaleństwo, szczęściem Natalia odparła:
— Widzisz, że teraz jestem zupełnie zdrowa.
— Ja wiem, że księżniczka nigdy nikogo słuchać nie chcesz — mówiła dalej Drylska — bo czy to zdrowo, tak całą noc stać w otwartem oknie?
I znowu Romuald zadrżał w swojej kryjówce, czy nie odciągnie Natalii z tego miejsca, czy nie odbierze mu jej widoku, lub nie zamknie okna. Uspokoiły go znowu słowa ukochanej:
— To odejdź, jeśli myślisz, że ci to zaszkodzić może
— Pewno, że zaszkodzi; cały dzień bolały mnie zęby.
— To idź do swego pokoju, mnie zupełnie potrzebna nie jesteś.