Strona:PL Waleria Marrené-Błękitna książeczka 084.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

aby on mógł być jego sprawcą. Przeciwnie, widziała w nim tarczę i obronę, przy jego boku ufniej spoglądała w niepewne jutro swego losu, wszak w potrzebie miała na kim się oprzeć, nie mogła więc już nigdy być samotną, opuszczoną. Gotowa była iść ręka w rękę przez świat szeroki z wybrańcem swoim. Gotowa była z rozkoszą znosić dla miłości jego mierność, pracę, ubóstwo, nędzę nawet.
Prawda, iż o tych wszystkich rzeczach nie miała zbyt jasnego pojęcia; przecież ważyła się bez trwogi na wszystkie znane i nieznane bole życia, na wszystko, co ją spotkać mogło, byle pozostać wierną swemu sercu.
Kiedy szła tutaj, ofiara jej była spełniona w myśli, w postanowieniu; nie niosła Romualdowi pół serca, niosła życie całe. Nie pozwalała sobie grzesznej, tajemnej igraszki, rozkosz tej chwili gotowa była życiem okupić. Dla tego też nie rozumiała przysięgi i zaklęć jego, wierzyła w nie, nim zostały wymówione.
— Romualdzie — szeptała wsparta na jego ramieniu — patrz, jak świat cichy, piękny, promienisty, jak cudna harmonia natury otacza nas w koło. Odetchnijmy razem pełną piersią, balsamicznem powietrzem poranku; ten świat do nas należy, nie jesteśmy więcej wśród niego zabłąkanym dźwiękiem bez echa, nie jesteśmy już samotni i stęsknieni, ziściły się marzenia naszych piersi, serce odpowiedziało sercu, rozumiemy teraz tajemnicę życia, rozlaną wszędzie, zbliżającą kwiaty do kwiatów i zakreślające drogi światom w przestrzeni — kochamy.
On słuchał jej upojony. W tej przelotnej chwili uczucia ich były równej miary, myśli czyste i jasne wznosiły się w niebo hymnem wdzięczności.
— Natalio, czemuż ta chwila skończyć się musi? Czemu nie możemy umrzeć tak razem?
— Nie mówmy o tem, co będzie, nie mieszajmy próżno błogich momentów, których nam dotąd los uskąpił; nie lękaj się; gdy przyjdzie cierpieć, nie zabraknie mi męztwa,