Strona:PL Waleria Marrené-Błękitna książeczka 059.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Młody hrabia był milczący; gospodarz domu zdawał się tego nie uważać wcale, wstrzymywał się jednak oględnie od zahaczenia o drażliwy przedmiot, który ich obydwóch zajmował, aż wreszcie odezwał się Leopold:
— Czy wiesz Emilianie, że moja przyszła wygląda jak twierdza, zamierzająca bronić się do ostatka; może się jednak uspokoić; nie myślę jej zdobywać na przebój; lubię tylko te serca, co mi się dobrowolnie poddają.
— Nie wątpię, iż musisz być zepsuty powodzeniem; przecież nie możesz żądać, aby księżniczka Natalia rzuciła ci się od razu na szyję.
Leopold uśmiechnął się z miną pełną tajemnych tryumfów, ale odparł:
— Nie rzucając mi się na szyję, według twojej metaory, mogłaby patrzyć na mnie przyjaźniej i chętniej odpowiadać.
— Daruj, mój drogi, ale zdaje mi się, iż nie starałeś się nigdy o pannę dobrze wychowaną, a zatem nie masz pojęcia o tego rodzaju kobietach. Natalia jest bardzo młoda, nawykła do samotności, a przytem wie dobrze, co winna samej sobie, zamiary twoje są dla niej dotąd tajemnicą, nie może więc i nie powinna przyjmować cię inaczej, niż to czyni.
— Tak uważasz? — szepnął trochę zakłopotany Leopold.
— Musisz sobie z góry powiedzieć — ciągnął Emilian tonem mentora — iż na gruncie, na którym się obecnie znajdujesz, twoje dawne doświadczenie może ci przynieść daleko więcej szkody niż pożytku.
Nietrudno było tym sposobem hrabiemu pokonać rodzące się podejrzenia krewnego, znalazł bowiem sprzymierzeńca w jego miłości własnej. Leopold zupełnie uspokojony, oglądał wierzchowce głogowskie okiem prawdziwego znawcy, a żadna serdeczna troska nie zawitała mu więcej do myśli.