Strona:PL Wacław Potocki-Wojna chocimska 354.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Z onéj wojny niekontent i z Osmanem społem
Do Stambołu powraca, najmniéj nie wesołem:
Bowiem ten na Polaki, tamten sidła przędzie
Na Dilawera, który podsiadł go w urzędzie.
I kiedy się z Szemberkiem jako z pobratymem
Żegnał, z którym tu razem stanął pod Chocimem
I mnieć jeszcze Bóg poda sposobów tak wiela
Potłumiwszy głównego gdy nieprzyjaciela,
Mogę się narodowi polskiemu przysłużyć,
Na marmurze zwykł krzywdę urażony drużyć.
Jakoż krótko fortuna Dilawera trzyma,
Gdy go zrzuci, a znowu weźmie Huseima;
I jako się wspomniało, za różaną prawie
Stanął był Zbaraskiemu naszemu w odprawie.
Kto widział Turki, kiedy pod Chocim przybyli
Konno, strojno, gromadno, tak się uskromili,
Przysiągłbyś, że nie oni, rzadkie kuse znaki:
Bo ich padła trzecia część; siła ich kulbaki
Na grzbiet wziąwszy odarty, niesie chudo, boso,
Nie widziałeś forg, piór, kit, jakiemi więc proso
Oganiają, jeżeli wpasą się w nie wróble,
A drugi się przed szkapą zaprzągał w hołoble;
Nie świecą się koszule mamelukom białe,
Okopciały zawoje, a narody całe
Które pod stem buńczuków do nas przychodziły,
Ledwie że się dziś jednym znakiem nie okryły;
Zgoła wszytkie ozdoby spadły z nich i krasy,
A w kwinty się drobniuchne obróciły basy.
I Osman, skoro puste minie Stepanowce,
Jako pasterz parszywe zwykł porzucać owce,
Opasawszy futrzaną po wierzchu deliją
Odbiegł wszytkich, jakby rzekł: aż was tu zabiją.
Więc skoro się poganie w drogę onę puszczą,
Natychmiast się jesienne obłoki rozpluszczą,
Codzień deszcz, śnieg i wiatry ostre niesłychanie,
Czasem gruda, czasem błot źle zmarzłych łomanie
Wszytko bieda, wszytko śmierć na one pieszczochy,
Że jako Rzym Francuzom, tak onym Wołochy
Grobem się stały: bowiem sto tysięcy prawie
Pod Chocimem zostało w Marsowéj rozprawie
A w drodze tyle drugie, prócz luźnych, prócz koni.
Takci cesarz, skoro swych dwie części uroni,
Powróci do Stambołu, kędy nocnym chyłkiem,