Strona:PL Wacław Potocki-Wojna chocimska 329.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W skarpę onę bezdenną i miasto zdobyczy,
Na wieczną drogę, duszą napoić w Smotryczy,
Wdzierają nazad cugle; lecz to późno było:
Bo ich tam kilkanaście śmielszych przemierzyło.
Z tym drudzy do cesarza powracają dziwem,
Na który i sam krokiem bieży ukwapliwem,
I stanąwszy nad oną przerwą niedojźraną,
Kiwa głową; toż do tych, co nakoło staną:
Kto kował te kamienie? kto skały obrywał?
— Bóg! rzeką. — „Słuszna i on żeby ich dobywał!
Co ręka zbudowała, ręka psować może,
O roboty się człowiek niech nie kusi boże!“
Z tém, jakby mu w gębę dał, rzuci nazad wodze,
Kędy stała ormiańska cerekiew przy drodze,
A że była drewniana, każe ją zapalić,
Żeby się téż z czém było wróciwszy pochwalić.
Gniewa się niesłychanie, szaleństwa mu blizko,
Kiedy takie uczyni z siebie śmiechowisko.
Nie patrzy drogi, prosto ciągnie przez manowce,
Gdy zdaleka na stronie obaczy Paniowce,
Pałac raczéj niż zamek, bez wszelkiéj obrony,
I nizkim tylko murem wkoło otoczony
Dla ordy i podolskich opryszków rozpusty;
Podczas tak wielkiéj wojny został prawie pusty:
Jan Potocki bracławskim bywszy wojewodą,
Uwiedziony natury i miejsca swobodą,
W mili go od Kamieńca, od Chocima w mili
Postawił; ani działa, ani ludzie byli
Oprócz czterdziestu chłopów, którzy się tam sami
Z dobytki i z swojemi zawarli owcami;
I ci murów nie bronią, prócz kędy mógł który
W różne się z samopały pozskradali dziury,
Śmierć przed oczyma mając, atoli umierać
Bez pomstyby nie chcieli; tém barziéj nacierać
Osman każe, że mury widzi bez obrońce,
Że się ku zachodowi pobierało słońce.
Już działa zatoczono: i tylko co palić,
Tylko bramę do góry nogami obalić,
Bo ją przecię zamknęli, obaczywszy Turki,
I pod wrota naprędce stawili podpórki;
Kiedy pop ruski z okna kościelnego sparza,
Co stał na rogu muru, pod zawój puszkarza.
Skoro ten padł, drugi się koło dział zakrzątnie,