Strona:PL Wacław Potocki-Wojna chocimska 217.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Choć, jako się wspomniało, nie bez bożéj łaski,
Jeden tylko Wasili zabit w one trzaski.
Nie rozsypką, jak pierwéj, kolano z kolanem.
Inaczéj się chcą pisać dzisiaj przed Osmanem,
Który z najwyższych szczytów onéj góry długiéj,
Będzie sam swych rycerzów karbował zasługi,
Zielona go chorągiew, choć zdaleka, znaczy,
Zkąd każdego w tem polu swem okiem obaczy.
Długo leżą Kozacy, jako więc zwykł łowiec
Na lisa i wilk, kiedy widzi stado owiec
Nie pierwéj ten wypada, tamten zmyka z smyczy,
Aż się zbliżą, aż będą pewni swéj zdobyczy;
Tak Kozacy swego się trzymając fortelu,
Nie pierwéj się objawią, dokąd im na celu
Nie stanie nieprzyjaciel, toż mu ogień w oczy
I z dział i z ręcznéj strzelby sypą, a z uboczy
Zawadzi w nich Chodkiewicz i o gołe brzuchy
Skruszywszy drzewa, sroższéj doda zawieruchy,
Gdy dobywszy pałaszów, jako lew z przemoru,
Pierwszego bisurmanom przygasza humoru.
Zapomni się pogaństwo i strasznie się zdziwi,
Że Kozacy strzelają i że jeszcze żywi,
Że ich wszytkich burzące nie pogniotły działa;
Smutnie przeto zawywszy swoje hałła! hałła!
Skoro ci jeszcze do nich wysypą się gradem,
Naprzód im czoła strachem podchodziły bladem,
Potem kiedy Chodkiewicz wsiędzie na ich roje,
Ze łby im ostrą szablą zdejmuje zawoje,
Zwątpiwszy o posiłkach, zwyczajnego toru
Dzierżąc się, uciekali do swego taboru.
Nie pomoże Mahomet i carska powaga,
Gdy śmierć chwyta za garło, gdy się serce strwaga,
Żadne względy nie idą, jeden strach ma oczy,
Jak znowu krwią pogaństwo pole uposoczy:
Bo naszy i Kozacy, co im staje siły,
Sieką, kolą, strzelają bojaźliwe tyły.
Targa włosy na głowie, gryzie sobie palce
Zjadły Osman, żurzy się na swoje ospalce;
Już nie wierzy, żeby był Mahomet na niebie,
I swych i nieprzyjaciół i znowu klnie siebie;
Potem się zapomniawszy, kiwa tylko głową,
Kiedy Turcy osobą gardząc cesarzową,
O jego się tak blizko ocierając strzemię,