Strona:PL Wacław Potocki-Wojna chocimska 190.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jak się ten hałas począł, bisurmańscy smocy
Nieporównanym grzmotem aż do saméj nocy,
Zagłuszały nasz obóz z bardzo małą stratą;
My Turków sercem, oni przeszli nas armatą.
Sześć koni szeregowych zpod hetmańskiéj roty,
Z inszych różnych drugie sześć w one padło grzmoty,
Jeden pachołek, drugi Zawisza téj bitwy
I Bohdan i Carowic, Tatarowie z Litwy,
Żywotem przypłacili; padł i Rusinowski
Od działa uderzony, pułkownik lisowski;
Jędrzejowski i Kluski, Ryszkowski z Klebekiem
Rotmistrze, i Rakowski rozstał się z tym wiekiem.
Prawda, że i to szkoda; lecz z nieprzyjacielem,
Którego trupem pola szeroko zabielem,
Złożona tym snadniéj nam żal na sercu koi,
Że znowu powetujem prędko szkody swojéj.
Doznawszy dziś i serca i sił w tym narodzie:
Bo zawsze bezpieczniejsza łódź na miałkiéj wodzie.
Układało pogaństwo w drabiny trup goły
Jako rolnik przed deszczem, kiedy do stodoły
Wozi z wierzchem pod pawąz wysuszone snopki,
Którzy nam przed godziną pisali nagrobki,
Prowadził leda holik, leda ciura podły.
W rzędach konie okryte bogatemi siodły,
Skrzydła, kity, lamparty i tygrysy świeże,
Kaftany złotoryte, strasznych lwów łupieże,
Łuki, szable, zawoje, pieniądze i szaty,
Dywdyki i czapragi haftowane w kwiaty,
Buńczuki i chorągwie i rynsztunek iny
Prostych żołnierzów i źle strzeżonéj starszyny.
Pełen tego był obóz; ale drožéj trzyma
Osman tam zabitego baszę Huseima.
Lepiéj go było nie kląć; ten-to po Skinderze
Umarłym, na Sylistrze prefekturę bierze;
Ten dziś władał wojskami, chociaż jedném okiem
Patrzył, już mu obiedwie wiecznym zaszły mrokiem!
Brat azyatyckiego basze żywcem wzięty,
Ale prędko śmiertelnym bólem od ran zdjęty.
I inszych co mężniejszych, co znaczniejszych wiele
Którzy dotąd o polskiéj nie słychawszy sile,
Kiedy chcą, przed inszemi, dokazować męztwa,
Bardzo wielka od naszych ręku padła gęstwa;
Nie Węgrzyn tu, nie Niemiec, nie Arabin nagi,