Strona:PL Wacław Potocki-Wojna chocimska 102.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dasz znośne kondycye, staniemy w akordzie
Bez krwie rozlania, Turkom tak powiédz i Ordzie;
Inaczéj tu, na drugim jeden lęże światem,
A zdrowia tak sromotnym nie kupi traktatem!
Tu jako pies zajadły rzuci się na szkapie
Gałga i kilka razów szablą w pochwy kłapie;
A takżeś to durnego giaurze humoru?
Więc się już nie spodziewaj ze mną rozhoworu,
Szabla, szabla nas zgodzi i tę przą rozstrzygnie!
To rzekszy, sunie cuglem i tylko się mignie.
Ale gdy głód, co żadnych wywodów nie słucha,
Coraz ludziom i koniom zaziera do brzucha,
W radę naszy chudzięta udają się wskoki,
Przyjaciel im odległy, Bóg aż nad obłoki,
Pola dać już nie masz z kim, dla tych, którzy zbiegli,
Poganie ich do koła koroną oblegli.
Toż się Bogu oddawszy, acz krokiem niesporym,
Idą śmiele ku polskiéj granicy taborem.
Tysiąc sześćset dwudziesty zbawiennego dobra
Rok to był, a dzień trzeci miesiąca oktobra,
W siedm przebrane szeregów skartowano wozy,
Z pola spięte łańcuchy, a zewnątrz powrozy,
Że w jeden raz wszytkie stać, wszytkie iść musiały,
Przód i tył nabitemi opatrzono działy;
Jezdne konie we środek, bo wszyscy piechotą,
Z obudwu stron taboru rota szła za rotą,
Korecki z Farensbachem rozkazował w przodzie,
We środku Kazanowski, Szemberg na odwodzie;
Tym gdy z miejsca porządkiem, przez wały zrównane,
Ruszą tabor, pogaństwo z razu zadumane,
Patrzy, co to za dzieło, toż jako się zbliżą,
A twardą ich z dział naszy naszpikują śpiżą,
Rozpierzchną się jako dym, a ci w swojéj sile,
Dosyć spokojnie uszli dziś półtoréj mile.
Całą noc idąc, skoro słońce z morza wstanie,
Chcą odpocząć, ale się postrzegszy poganie,
Jako gradem z długiego kiedy prażma spadnie,
Wieńcem ich ze wszytkich stron osuli szkaradnie,
Niebo ćmią gęste strzały, od srogiego krzyku,
Tylko się zrozumieją ludzie po języku:
Bo słyszéć niepodobna, tu i owdzie wozu
Macają, utną, jeśli dostaną powrozu,
Drą się w tabor, jak pczoły choć im z ula kurzą,