Strona:PL Wacław Nałkowski-Jednostka i ogół 468.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

brzymimy ją w myśli do wielkości piętrowej kamienicy, a pojedyńcze kawałki — do wielkości komody. Wstępując na tę piramidę po deszczu, gdy głazy są oślizgłe, trzeba zachować wielką ostrożność, by nie złamać nogi; a możnaby w takim razie długo tu monologować.
Dostawszy się po części na czworakach na szczyt rumowiska, usiadłem na wielkim głazie. Nie dziwię się teraz, że szczyty Łysogór wiążą się u ludu z zabobonami: nawet człowiek cywilizowany nie może oprzeć się pewnemu mistycznemu uczuciu, gdy znajdzie się samotny śród tego rozpaczliwego rumowiska, jakby rękami tytanów nagromadzonego, pośród ciemnego boru, którego ciszę przerywają często gromy piorunów, lub przynajmniej srożące się echa dalekiej burzy.
Na drugą, południową stronę tej piramidy zejście jest krótkie, a dalej grunt, wolniejszy od głazów — znów się wznosi ku drugiemu szczytowi, gdzie stoi sygnał drewniany. Szczyt ten spływa się na południu z łagodniejszym spadkiem całego grzbietu. Widok na północ jest częściowo otwarty pośród drzew, ale monotonny, tembardziej, że pogoda była dżdżysta, horyzont zamglony.
Droga na szczyt zajęła mi przeszło godzinę; mógłbym się przytem pochwalić, że mimo fatalnego terenu nie upadłem ani razu, ale nie jest to wcale moją zasługą, leżało to w moim własnym, dobrze zrozumianym interesie.
Przy schodzeniu, niższa część drogi, gdzie głazy nie panują już tak wyłącznie, gdzie więc miałem do wyboru między głazami i — błotem, wydała mi się