Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 230.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XI.

I długo, długo spoczywał w dolinie.
Słońce się już schowało za wysokie wierchy i na przeciwległą ubocz rzuciło cień długi, posuwający się wolno w górę po zrudziałych pniakach. I zmrok wstawał z roztoki niewidzialną mgłą.
A on nie myślał odejść.
Jak na cmentarzu, gdzie wieki posnęły, zadumał się nad swojem życiem od kołyski i przeżywał myślami dużo chwil zbaczonych.
Pamięta... Małym chłopcem pasł owce po brzegu. Nachodził się za nimi i usnął w dolince, w takiej małej dolince, że go ledwie skryła. Co się też matka nawołała, naszukała wszędzie! Nijak nie mogła go odnaleźć. Sto razy przeszła po nad tą dolinką, a nie zdołała dojrzeć przecie, jak zwinięty spał. Tak turbacją o niego zamgliły się jej oczy. Latała po chałupach, pytała się ludzi — nikt nikany go nie widział. Zazierała do studni, czy nie wpadł