Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 215.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Sto śrebła możesz dostać odrazu...
— A resztę?
— Jaką resztę?
— No, moiściewy, ja ze siebie nie dam kpić. To darmo. Nie chcecie przystać po dobroci, to was prawo zmusi...
— Franek! Co ty masz w głowie? — skoczyła Zośka, lecz ją szwagier wstrzymał.
— Niech skarży! Bedziemy widzieli, kto wygra. Ja tu swoją pracę włożył, a on co? Może ten rozum, jakim sie przechwala? Adukatować radby ino, chciałby se letko żyć...
— Ani słowa! Bo jak mnie złość porwie...
— To co? W swojej chałupie nie wolno mi gadać?
— Chałupa wasza?
— A czyja? Tyś już dawno wybrał z domu, co ci sie patrzyło. Nic, ani złamanego kija nie dostaniesz. Chciałech po dobroci z tobą, ale nieporada. Kiedy tak, to sie prawujmy!
— Jędruś...
— Cicho! Nie płacz! Nauczymy go rozumu, kiedy taki masny...
— A zmilczcież, bo już dłużej nie ścierpię...
Począł się prędko zaodziewać.
— Słuchaj! — zwrócił się do szwagra. — Żebych na nią nie uwazował — wskazał siostrę — tobych cię tak sprał...
— Pomału! Coś mi ta za rycerz!