Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 205.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wał, poczuwszy śmiech szyderczy w uwadze Suhaja, wstał i zawołał popędliwie:
— Nie kto inszy, ale wy odebraliście mi to prawo!
— Jak śmiesz...
— Na pewno teraz mogę twierdzić! Odsunęliście tych wszystkich, coby za mną stali, a i tych, których-eście nie byli pewni, ostawiliście za drzwiami...
— To fałsz!
— Nie jeden poświadczy. Napróżno sie osłaniacie prawem, bo-ście bezprawiem obrani! Tak wy, jak i wasi bratankowie...
— Rakoczy! Miarkuj swoje słowa...
— Stłumiłech w sobie gniew i oburzenie, które mnie parły odrazu, aby iść prasnąć w oczy prawdą przy całej gminie, przy wszystkich! Zdławiłech sie przemocą, bom sądził, że was ujmę słowem szczerem dla sprawy narodu. Teraz widzę, że darmo wyrzucałech słowa. Wyście tak osędzieli w rodowem osiedlu, że was nic z prochu nie otrzęsie, i największy wiatr! Ino sie dobrze, drogo dajcie sprzedać...
Nie domówił myśli, bo Suhaj raptem dźwignął się z za stołu, a stół, obalony, padł na ziemię i uczynił huk.
— Zamilcz! zamilcz!! — powtarzał ochrypłym głosem — bo jak jeszcze jedno słowo powiesz...
— To co?