Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 202.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Mojeśty, dajmy temu spokój, jak nadejdzie czas, to wtedy...
— Nie, wójcie. Poto-m jedynie zaszedł do was, aby o tem mówić. I, co mi leży na sercu, powiem, a wy posłuchajcie, może w niejednem przyznacie mi słuszność, jak rozważycie z uwagą. Świat idzie naprzód, o tem wiecie, i trudno za to ludzi winić, że nie stoją tam, kany ich ojce. Bo czasy insze ponastały, czucie sie zmieniło, duch ludzki stał sie cliwszy na wszelką niedolę. Trza sie przygotować na to, że coraz nowsi ludzie przyjdą, coraz więcej będą gadać, coraz głośniej wołać. Zatykać uszów nie ma co, bo płacz zbudzi i o północy, obudzi i w grobie. Póki człek na świecie żyje, winien sie wsłuchiwać i mieć oczy otwarte na krzywdy narodu — baczniej ten, co na wierchu stoi — winien też całą mocą, na jaką go stać, przyczynić sie do zmniejszenia krzywd i nieprawości. A za to ino po śmierci zapłacą. Kto nie uczyni tego, lepiej, żeby nie żył. Ród zaginie w pokoleniach, zatraci sie wszystko, a zasługi ostaną i trwać będą, dopóki świat nie skończy biegu. Tak, moiściewy...
Odpoczął chwilę, a widząc, że Suhaj siedzi w milczeniu głębokim, poradził się myśli swoich i tak dalej prawił:
— Musicie być mili ludziom, kiedy was tak długie lata na wójtowstwie dzierżą. I wierzę, że dobro gminy tak wam leży na sercu, jak i mnie.