Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 179.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chciejże, jak cię niemoc gnębi? «Krzepcie sie — powiada — wzajem, bo was bieda poźre, zniszczy tak, że i śladu po was nie ostanie»... Dyć niejak! Może łacwo i do tego przyjść... «Ni mają o was starunku, to sie sami krzepcie! Ratujcie sie — powiada — bo was śmierć wytrapi»... I tak jął rozpowiadać długo a niekrótko, a wszystko, co powiadał, było sprawiedliwe. Niejeden otarł łzę po cichu, bo serce nie skała. Skoro ino zakończył, tak my: «Rakoczeńku!... Ty nas broń, ty nas wspieraj, bo nikt nie da rady. Poratuj nas w tej biedzie i nie opuść przecie»... Zgruchnęli się ku niemu zewsząd, molestują... Aże powstał na nowo i rzekł uroczyście: «Bóg świadkiem, że was nigdy w nędzy nie opuszczę!» Taka, wiecie, otucha wstąpiła w każdego, jakżeby sie na nowo na świat narodzili. Co se myślicie! Taki człowiek, to przecie nie sieczka! Widzieliście, jak na rynku Sołtysami prał? To mocarz wielgi! A uszanował nas godnie, choć ta wiecie, z nas niejeden człowiek bodaj jaki...
Tak się to rozchwalali po wsi ludzie biedni. Co było w tym rozchwały, a co prawdy — któż wie...