Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 176.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

którą z uczuciem przyciskał do piersi, i podbiegła ku drzwiom.
— Czekacie na mnie, tatusiu? Zaraz idę, ino jeszcze koszyk...
Wróciła się prędko, wzięła z ławy i, przechodząc, szepnęła Frankowi:
— Nie zadumuj sie napróżno, lepiej o tem pomyśl, coby ja ich już nie musiała słuchać...
— Idziesz, czy nie? — zadudniło w sklepie, i oczy groźne, czerwone łysnęły przez drzwi.
— Ostań z Bogiem...
Poprawiła chustkę na głowie i poszła.
Rakoczym zatrząsł gniew. Zerwał się, ale wnetki usiadł.
— Co ja mu powiem? Ma prawo...
Wpatrzył się w otwarte drzwi i długo siedział nieruchomie. Widać, miał jeszcze nadzieję, że Hanka wróci. Skoro chwil minęło sporo, i nikt nie nadchodził, wtedy poczęło mu być ciężko, ale to tak bardzo, jakby się góra owiozła na piersi. Zwolna gorycz, jak źródło zamknięte pod ziemią, dobywała się, rosła i buchała warem. Pieniła się w nim i wrzała dusząca wściekłość.
— Czy ja mam na świecie jaką moc?
Trzymanym w ręku kielichem trzasnął o ziem, aż szkło na wszystkie strony prysło. Wpadł zadyszany kupiec i zalękły pytał, co się stało.
— Wina!! ni mogę sie dowołać...
Kupiec odszedł, za chwilę przyniósł dużą fla-