Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 152.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zbaczyła mu się odrazu ostatnia noc. I wyrzuty po jednemu ginęły, jak ćmy przy świetle — jak krople na spalonym od słońca kamieniu, wysychał prędko żal... Baczył jedynie na to, jak ona bardzo musi go miłować, że bez pamięci na wszystko...
— Drogie moje skarby! — wyszeptał cicho.
Lecz niepokój nadleciał i powikłał szczęściu pióra, zamącił przeźroczysty staw pamięci słodkiej. Wyrzuty, które sobie czynił dziś rano, nie odeszły, ale perswazjami zcichłe, ozwały się na nowo.
— Trza było przecie mieć rozum za siebie i za nią...
— Łatwo to gadać potem — odpierał wyrzutom. — Jak sie już krew rozjarzy, to na nic wszelkie rozumy! Wtedy świat maleje w oczach, i ziemia sie traci, człowiek o wszystkiem zapomina.
— Może być z tej niepamięci niemała bieda...
— Ja sie tej biedy nie lękam. Będzie, to moja, nie czyja... rozumiesz pałko?
I, nie czekając odpowiedzi, dodał:
— Ona już odtąd moja. Niczyja, ino moja! moja! Na całe życie! na wieczność!...
Zgnębił doznaku wyrzuty, które też pomilkły. Jasny baldachim błękitu rozpostarł się nad jego sumieniem. Nic go już nie chmurzyło.
Z lekkiem sercem przebiegł most na Du-