Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 124.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

już nieraz słyszał tę opowieść, różnie opowiadaną.
— Dla was, to wszystko bajtki! — mruknęła Zośka urażona. — Ale wasze książki, to dopiero bajtki wierutne!
Chciała tem Frankowi dopiec, ale on ani myślał się gniewać. Rzekł tylko w zadumaniu, jakby do siebie:
— Jak ładna bajka, to warto posłuchać. Życie nie bajka, to nie warto żyć...
— Cóż znowu? — zawołała Hanka i trwożnie spojrzała na niego.
Już się przeinaczył w duchu. Szedł zamyślony i nie mieszał się w rozmowę, którą wiodły między sobą po cichu.
— Nie dziwcie sie — mówiła Zośka — bo on zawdy taki. Napadnie go nie wiedzieć kiedy, co, jak, abo skąd...
Ożywił się na nowo, skoro w Klikuszową zeszli i osiedla obaczyli przed sobą. Wtedy, jakby chciał nagrodzić, szczególnie Hance, że ich nie obsermował i nie bawił, jak się niewiasty obsermować winno, kiedy powierzone są opiece męzkiej i troskliwości serca jego, począł wesoło, śpasobliwie gwarzyć, a najwięcej, bo najchętniej, z Hanusią, której śmiech dzwonił i mieszał się z dzwonkami owiec, zganianych do wsi z polan niedalekich i pastwisk. Rada mu była wielce za to i, gdy jej towarzyszki wychodziły na-