Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 122.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sach minionych i przeszłych. Czasy ją jednak mniej obchodziły, niż Franek. Bo czasy były daleko, a Franek tu. Śledziła bystro i chwytała jego spojrzenia, zabiegając wartko oczom, gdy się zwracały w inną stronę. Miała czas przy tem zajęciu przypatrywać się twarzy brązowej, która drgała, gdy mówił, i światła po niej chodziły podobnie, jak po skale, kiedy przez bukowe liście prześwieci słońce zachodzące i padnie na nią prosto, a wiater liśćmi poruszy.
Podobał się jej bardzo, nie ma co kryć, ale już nie tak, jak tam w górze.
— Najpiękniejszy wtedy, jak sie na Tatry patrzy... Żeby tak wiecznie miał Tatry przed oczami! Tak, ale by o mnie wtedy ani nie pomyślał...
Wolała już mieć go takim, jakim jest na dole, ażeby ino patrzał na nią, a nie na te Tatry. Bo przecie zawdy inakszy od ludzi...
— Mieliście opowiadać o tej Kunegundzie — zagadnęła Honorka, skoro Franek przestał.
— Posłuchaj-że i ty, Franuś — poczęła siostra. — Ale ty to z książek musisz lepiej wiedzieć.
— O czem?
— Zaraz się dowiesz. Było tak... Kiedy Tatary wpadły do Krakowa...
— Jakie Tatary?... — spytała nieśmiało Honorka.