Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 105.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

biedny miał swojego obrońcę w człowieku, co mądrości wszelakich nabył i rozumów, a nie chce ich dla siebie chować. Na ten przykład, jak i wy...
— Dużo wam za to Suhaj przyobiecał? — spytał Rakoczy, wstając z ławy.
— Jak to niby myślicie?
— Że on kiep, a wy drugi! — odrzekł ostro, a zwracając się ku drzwiom, dodał: — Niech was do bydła najmie za pasterza, bedzie miał większe skrzepienie...
I wyszedł. W izbie nastało milczenie, zdumieniu blizkie. Szwagier znów nie wiedział dobrze, co o tem myśleć. Pozierał na Błażeja, a Błażej na Zośkę, bo i on też udawał, że nic nie rozumie.
— Nie dziwcie sie — szepnęła Zośka. — On już taką ma naturę od czasu.
Błażej też nie dziwił się długo, i żeby odwrócić uwagę i nie dać myślom czyim dojść zastanowienia, odezwał się spokojnie, jak człek przyzwyczajony do wypadków:
— Pono jutro odpust...
— Matki Boskiej Szkalpierznej — objaśniła skwapliwie Zośka.
— Chmara ludu idzie do Ludźmierza... Ze Mszany, z Dobrej, z Lubomierza, zewsząd kompanie przechodzą, śpiewajęcy, bo czas bardzo