Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 098.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bo to grzech ludzi napastować w samiutkie południe.
Widząc, że Franek duma, nic nie mówi, udobruchany, widać, płaczem Zośki, pragnąc do reszty przekonać go słowem i oddalić to nieszczęście, wiszące nad głową, nabrał otuchy w serce i ozwał się:
— Tak, Franuś... Uważ sobie dobrze. A zanim słowo rzekniesz, sto razy sie zastanów, bo może być źle i tobie i... zresztą, co to gadać? Sam widzisz dobrze, że sie tu nic nie przelewa, choć razem w jedną stronę ciągniemy ten wóz. A łatwiej zawdy parą wołmi jechać, niż dwoma o jednym wole, i osobno...
Rakoczemu z każdym słowem onej perswazji czyniło się w gardle słono i podobnie cierpko, jakby z musu połykał niedojrzałe jabłka. Siostry słuchał, dumając pilnie nad słowami jej, bo miała prawo święte napominać w strachu swoim brata, jako że siostrą jego jest od urodzenia, i że go lubi; a choć ino po swojemu prosto, nierozumnie, to trudno więcej pragnąć od chowanej owcy. Ale ten, niepilak obcy, nauczający Rakoczego zardzewiałym głosem, jak ma się zastanawiać nade dniem jutrzejszym, rozpalił go i na nowo obudził zaciętość w sercu, chwiejącem się już długo.
— Rozumiem — odrzekł prędko — że ła-