Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 088.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Posłuchała i zaraz otworzyła piąstki, radując się teraz jego zdumieniu. Próżne obie...
— Po coś wujka cyganiła? — zganił surowo.
— Bo mam!
Patrzyła nań filuternie, przeginając się radośnie z uporną miną. Teraz dopiero, gdy koszulka jej rozchyliła się, wujek dojrzał szczęście: cztery listki koniczynne, przylepione wilgną rosą do piersi.
Zasmuciła się, że je odkrył — i szczęście jej prysło.
Zadumał się i on, bo z tej psoty urodziły mu się dziwaczne myśli.
— Szukamy szczęścia... Kłamstwo nas prowadzi. Niewinne kłamstwo i pustota...
— Maryś! — doleciał ostry głos od chałup.
— Ujku, — szepnęło dziewczę zalęknione — bo mnie kazali iść po was, cobyście gnali do śniadania.
— Teraz powiadasz?
— Zabaczyłach se doznaku, ale to nic...
— Idziemy zaraz! — odkrzyknął wołaniu. — Pozganiaj Maryś owce, bo i one, widzisz, napasły sie i poczynają szukać szczęścia...
W chałupie już oczekiwano Franka od chwili, kiedy Marysię wysłano po niego. Musiał ją bronić i wymawiać przed siostrą, bo inaczej nie obeszłoby się bez krzyku i głośnych zawodzeń. Skończyło się na tem, że jej matka zapowie-