Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 068.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nim postępował szybko i zachodził mu drogę, aż wreszcie wyprzedził go i ostawił daleko za sobą. Ciemność rozsnuwała się przędzidłem szarem po zagonach, gęste miedze traciły się po jednej z przed oczu idącego, aż wreszcie poznikały wszystkie.
Przystanął na chwilę i obejrzał się. Przesłyszało mu się bowiem, że ktoś nań wołał. Ale to jeno echo puste doleciało ze wsi. Nikogo, żywej duszy niema na tych działach.
Kosmata noc zamgliła huczne roztoki, stłumiła gwar, że słychać jeno bełkoty zdala niewyraźne i szum spadającej po kamieniach wody, jakby gdzieś pod ziemią olbrzymi młyn turkotał, a wiatr przynosił odgłos jego, to silny, to słabszy...
— Gdzieś tam, daleko, huczy młyn — mielą sie sumienia ludzkie na otręby... Olbrzymi tartak idzie bezustanku — zwolna piłuje serca na trociny... A wszystkiem gazduje śmierć; może zastawić wodę na przykopie — i noc, i spokój, oddechów nie słychać, jakby nigdy nie było życia na tej ziemi... Dziwaczny świat — dziwaczne jego urządzenie.
Dumał idęcy, a widma przeróżnorodne snuły mu się poprzed oczy. Począł się dziwić sam, że świat mu się czasami przeinacza, jakby miał różne oblicza w różnych chwilach jednej i tej samej doby. Co to w tem? Nie mógł se nijak