Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 059.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Mój!
— Moja!
Ciche szepty i oddechy drżące.
Chwila dogania chwilę, omija i ginie. Cień rośnie, wydłuża się i rozszerza coraz dalej.
Niezadługo Hanka zeskoczyła na trawnik i biegła pośród jabłoni, szeleszcząc spódnicami po liściach wysokich. Co chwila odwracała twarz ku stojącemu, obiecując niebo całe w uśmiechach słodkich.
Już dawno znikła za węgłami przytykającej do sadu stodoły, a Franek jeszcze stał i patrzał za nią.
— Kogóż ty tak wypatrujesz? — ozwało się z blizka.
Zaskoczony tak znienacka, odwrócił się wartko i obaczył przed sobą Gnieckiego, który suwał kerpcami po przeciwległej stronie drogi, wspierając się na kośturze z przyzwyczajenia raczej, niż z potrzeby.
— Ja myślał, żeś ty już w chałupie — dodał drwiąco.
— A wy już od wójta? — spytał, pomijając drwiny.
Chciał się dowiedzieć, jak się ta rada skończyła. Zbliżył się więc ku niemu i począł iść obok, wyciągając słowa od starego. Ten też nie dał się długo prosić, bo był człek gwarliwy;